poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 2

Dolina Godryka

    Voldemort szedł ulicą małego miasteczka, zastanawiał się dlaczego Bellatrix zniknęła, nie widział jej już prawie od dwóch lat. Obawiał się, że jego najwierniejsza śmierciożerczyni od niego uciekła, jednak nie potrafił zdobyć się na to, żeby ją odnaleźć i ukarać, miał do niej zbyt duży sentyment.
- Nie, nie mogła mnie tak zostawić, musi mieć jakiś powód, przecież za dużo dla mnie zrobiła... - pomyślał sobie w duchu i postanowił już więcej o tym nie myśleć. Wolał się skupić na swoim zadaniu, zadaniu, które uważał za najważniejsze ze wszystkich jakie dotychczas sobie postawił.
- Ha, jakiś głupi dzieciak ma mnie pokonać? Ma posiadać moc przewyższającą moją? Co za bzdury. - Voldemort przypomniał sobie swe własne słowa, które wypowiedział zaraz po usłyszeniu przepowiedni, według, której urodził się ten, który będzie miał moc większą niż jego samą, moc, która pozwoli mu zabić samego Lorda Voldemorta. Mimo, że Czarny Pan nie wierzył w te słowa, dla pewności wolał pozbyć się tego dziecka. 
Po chwili był już u celu, stał pod drzwiami swojego niedoszłego największego wroga, tego który rzekomo ma go zgładzić.
- Zaraz się przekonają kto kogo zgładzi. - pomyślał sobie Voldemort, po czym wybuchnął złowrogim śmiechem, zaklęciem sforsował drzwi i usłyszał:
- Lily, to on! Już tu jest! Zabieraj Harry'ego i uciekaj, ja go zatrzymam! - krzyczący mężczyzna wybiegł na spotkanie Voldemortowi.
- Bezmyślny idiota, myśli, że jest wstanie mnie zatrzymać. - pomyślał Czarny Pan i rzucił śmiertelne zaklęcie na mężczyznę, który nawet nie zdążył wyjąć różdżki. Strumień zielonego światła ugodził James'a Potter'a, ten runął bezwładnie na podłogę, Voldemort przeszedł nad jego ciałem, nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
- To nie jest czas na zabawę ofiarami, mam inne zadanie. - powiedział w myślach Voldemort, kierował się płaczem dziecka, to był jego cel. Nie śpiesząc się doszedł do dziecięcego pokoju, tego się spodziewał, matka chłopca stała przy dziecięcym łóżeczku zasłaniając syna własnym ciałem.
- Odsuń się głupia kobieto, skończysz jak twój równie głupi mąż, nie jesteś moim celem, przyszedłem po tego chłopca nie po ciebie. Odsuń się, a daruję ci życie.
- Nie! Nigdy nie pozwolę ci tknąć Harry'ego. 
Voldemort długo się nie zastanawiał, ponownie wypowiedział śmiertelne zaklęcie, zielony strumień ugodził matkę chłopca, Lily padła bezwładnie na podłogę, tak samo jak przed kilkoma minutami jej mąż. Czarny Pan odsunął jej ciało od łóżeczka Harry'ego, który teraz zaczął płakać z przerażenia.
- Tak, Harry teraz twoja kolej, tak jak twoi rodzice zginiesz, tak się zakończy życie mojego niedoszłego wroga. AVADA KEDAVRA - strumień zielonego światła wyleciał z różdżki Voldemorta, poleciał w stronę chłopca, ale ten nie umarł, stało się coś całkowicie niesamowitego, śmiertelne zaklęcie odbiło się od małego Harry'ego i ugodziło osłupiałego Voldemorta. Po chwili Lord Voldemort zniknął, a w pokoju został już tylko mały, płaczący chłopiec, na jego czole widniała cienka, rozpalona rana w kształcie błyskawicy.
Ciąg Dalszy Nastąpi

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 1 - część 3

Bellatrix powoli podeszła do drzwi Czarnego Pana, już miała je otworzyć, ale Voldemort ją uprzedził, otworzył je, zanim ona zdążyła sięgnąć po klamkę.
- Wejdź, czekałem na ciebie.
Kobieta weszła do pokoju, kątem oka zauważyła jak Voldemort chowa coś do kieszeni, wyraźnie było widać, że nie chciałby, aby ona to zauważyła, więc Bella udawała, że nic nie widziała. Nagle Voldemort podszedł do niej, spojrzał prosto w oczy i pocałował. Bellatrix stała w osłupieniu, to była ostatnia rzecz, której mogła się spodziewać.
- Panie...
- Nic nie mów, zaufaj mi. - przerwał jej i wyciągnął dłoń w jej stronę, Bella podała mu swoją i deportowali się.
        Stali w lesie, przed zrujnowanym domem, było widać, że kiedyś był piękną willą, niestety przez wiele lat nikt jej nie odwiedzał, przez co wyglądała nieciekawie.
- Panie, gdzie my jesteśmy?
- Jesteśmy w moim domu, pośrodku puszczy w Albani. - wyjaśnił, po czym podszedł do drzwi wejściowych, były zamknięte, otworzył je przytykając różdżkę do dziurki od klucza.
- Wejdź Bello, od razu idź na górę. - powiedział władczym tonem.
Bellatrix weszła do małego pomieszczenia, całe ściany, podłoga oraz meble były pokryte grubą warstwą kurzu, w pokoju nie było prawie żadnych mebli. Na przeciwko wejścia zauważyła drewniane, kręcone schody, do których się niezwłocznie udała na górę. Na górze było tylko jedno pomieszczenie, największe w całym domu. W centralnym miejscu stało wielkie łoże z baldachimem, przy ścianie po lewej stronie stała wielka, antyczna szafa a obok niej biblioteczka zastawiona wieloma starymi księgami, wszystkie były poświęcone czarnej magii. Naprzeciwko szafy stały dwa, duże, skórzane fotele, między nimi znajdowało się okno, które zasłonięte było długimi, bordowymi zasłonami. Obok schodów stał duży marmurowy kominek, a na nim kilka starych fotografii. Bellatrix podeszła do kominka, zaintrygowana fotografiami, wszystkie zdjęcia przedstawiały piękną, młodą kobietę, na jednym ze zdjęć owa kobieta była w ciąży, znajdowała się w tym pomieszczeniu, siedziała na fotelu, któremu przed chwilą przyglądała się Bella, obok kobiety stał przystojny mężczyzna, wyglądali na szczęśliwych.
Kiedy  Voldemort wszedł na piętro, Bella zapytała:
- Kim są ci ludzi na zdjęciu?
Voldemort podszedł do niej aby przyjrzeć się fotografii
- To moja matka a ten obok to najbardziej plugawy mugol, jaki kiedykolwiek istniał. - mówiąc to wrzucił zdjęcie do kominka i podpalił je różdżką.
- To był kiedyś dom mojej matki dlatego są tutaj te wszystkie zdjęcia. Nigdy na nie nie zwróciłem uwagi. - dodał po chwili milczenia.
- Ten mugol, to twój ojciec Panie? - zapytała nieśmiało Bella wpatrując się w płonące zdjęcie.
- Tak... Widziałem go tylko raz w życiu, w tym dniu go zabiłem, nie tylko jego ale całą jego mugolską rodzinę. Wystarczy już o tym. - oznajmił i usiadł na łóżku, po czym gestem zachęcił Bellę aby ta do niego dołączyła.
- Panie... - zaczęła Bella, gdy koło niego usiadła.
- Nic nie mów. - Voldemort przerwał jej stanowczym tonem.
- I nie zwracaj się do mnie "Panie". - dodał, po czym zaczął ją całować.

*      *      *
      Bellatrix obudziła się na wielkim łożu, obok niej leżał Voldemort. Chwilę leżała pogrążona w myślach, rozmyślała o wczorajszych wydarzeniach. Voldemort już nie spał.
- Bello! Obudziłaś się już? - wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
- Tak panie.
- Mówiłem ci żebyś tak mnie nie nazywała. Wstawaj, musimy wracać.

Ciąg Dalszy Nastąpi

Aby przeczytać poprzednie części opowiadania, w odpowiedniej kolejności przejdź na stronę bloga "Inne Spojrzenie"

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 1 - część 2

Bellatrix zapukała do dębowych, masywnych drzwi. 
– Wejdź Bello. – Voldemort zawołał bezbarwnym tonem. Kobieta weszła do pokoju zdecydowanym krokiem i stanęła przed Czarnym Panem.
– Zrobiłam to panie! – kiedy to mówiła w jej oczach pojawił się szaleńczy błysk.
– Myślę, że nie przyszłaś tu tylko aby się pochwalić swoim wyczynem. Nie mylę się, prawda? – zapytał Voldemort gdy Bella przestała się śmiać.
– Tak, przyszłam tu w innej sprawie.
– To o co chodzi? – zapytał z wyraźnym zniecierpliwieniem, poczym spojrzał na Bellatrix a ta spuścił wzrok.
– Mów! – ryknął.
– Ja. Nie mogę, przepraszam. – Bellatrix podeszła do drzwi, chciała je otworzyć ale Voldemort zatrzasnął je.
- Nigdzie nie pójdziesz, zanim się nie dowiem o co chodzi. – Czarny Pan znowu się odezwał delikatnym tonem. Bellatrix ze zrezygnowaniem powiedziała:
- Chciałam być blisko ciebie panie.
- Bello! Co to ma znaczyć? – Voldemort zastanawiał się przez chwilę, poczym wolno do niej podszedł, był tak blisko, że czuła jego oddech na twarzy.
- Czyli…
- Przepraszam panie, nie powinnam byłą tu przychodzić, pójdę już.
- Nie! Zostań, musimy sobie wszystko wyjaśnić. Z tego co rozumiem, chcesz abym zastąpił ci Rudolfa? – zapytał, Bella w odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Czarny Pan spojrzał na nią z poważną miną i kontynuował:
- Bello! Znasz mnie najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie, powinnaś wiedzieć najlepiej, że gardzę tym co ludzie nazywają miłością… Myślałem, że jesteś mi wierna dlatego, iż wierzysz w moją potęgę, a nie dlatego, że darzysz mnie jakimś uczuciem! 
Zapanowała głucha cisza, Bellatrix patrzyła na Voldemorta, po którym wyraźnie było widać, że oczekuje wyjaśnień. W końcu się odważyła i powiedziała patrząc mu prosto w oczy:
- To nie tak panie.
- A jak? – zapytał ostrym tonem.
- Już kiedy miałam piętnaście lat uwielbiałam cię, podziwiałam twoją potęgę, a kiedy zechciałeś mnie uczyć czarnej magii poczułam się wyjątkowo… - urwała.
- Bo to było wyjątkowe, nikogo innego nie uczyłem i nie zamierzam uczyć. – powiedział zadowolonym tonem, usiadł w swoim, skórzany fotelu i zaczął gładzić Nagini po głowie.
- Kontynuuj Bello. – dodał po chwili.
- Tak jak powiedziałam, czułam się wyróżniona, zauważyłam że traktujesz mnie dużo lepiej niż innych, na początku myślałam, że to dlatego iż doceniasz to co dla ciebie robię ale stwierdziłam, że to nie może być zwykła wdzięczność. Inni też robią dla ciebie dużo, jednak widać, że uważasz ich tylko za narzędzia. Długo się nad tym zastanawiałam aż zaczęło mi się wydawać, że ty mnie lubisz panie…
- Mów dalej.
- Panie, proszę cię nie zmuszaj mnie, żebym to mówiła…
- Nie, to ty Bello nie zmuszaj mnie żebym musiał użyć legilimencji.
Bellatrix spojrzała smutno na Voldemorta, westchnęła i powiedziała:
- Panie, od dłuższego czasu, sama dokładnie nie wiem jakiego, może dziesięciu albo piętnastu lat podziwiam cię i kocham. Wiem, że tym gardzisz, nie przeszkadza mi to ale właśnie dlatego nie chciałam abyś się o tym dowiedział. Nie chcę żebyś mną też gardził. Nie zniosłabym tego, proszę wybacz mi to i zapomnij o tej rozmowie. – Bellatrix znowu podeszła do drzwi, już je otwierała gdy Voldemort powiedział cicho:
- Bello, nie chcę zapomnieć, nie chcę tobą gardzić i to na pewno się nigdy nie stanie. Masz rację lubię cię i szanuję. Hym… kto wie, może nawet bardziej niż lubię… Bello, jesteś piękną, wartościową kobietą, nie mogę pozwolić żebyś cierpiała.
Voldemort wstał i podszedł do Bellatrix, tak że znowu czuła jego oddech na policzku.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko chciałbym żebyś się ze mną gdzieś wybrała, dziś w nocy.
- Oczywiście, że tego chcę. – odpowiedziała bez wahania
- Idealnie. Przyjdź do mnie za godzinę, zanim wyjdziemy muszę coś załatwić. – oznajmił wyraźnie ucieszony.
Bellatrix wyszła z jego pokoju i usłyszała jak Voldemort się deportuje. Stała pod drzwiami oszołomiona rozmową z Czarnym Panem, myślała o tym co się stało, że on był całkiem inny niż    zawsze. Przez dłuższą chwilę była pogrążona w myślach, gdy nagle otrzeźwiła ją radosna perspektywa spędzenia nocy z ukochanym Lordem Voldemortem. Szczęśliwa poszłą do swojej sypialni aby się przygotować.

Ciąg Dalszy Nastąpi

Aby przeczytać wcześniejsze części opowiadania przejdź na stronę bloga Inne Spojrzenie

środa, 8 maja 2013

Rozdział 1 - część 1


Spełnione marzenie Bellatrix

Rozległo się głośne pukanie do wielkich,  dębowych drzwi.
– Proszę wejść! – zawołał wysoki, zimny męski głos.
Drzwi powoli się otworzyły, stanęła w nich piękna kobieta, ubrana byłą w długą czarna sukienkę z dużym dekoltem, na szyi miała srebrny wisior. Grube czarne włosy sięgały jej aż do pasa, z nad ciężkich  patrzyła na Czarnego Pana swoimi, czarnymi oczami.
– W jakiej sprawie tu przyszłaś? – zapytał bezbarwnym tonem Voldemort, człowiek o białej skórze, nozdrzami węża zamiast nosa, czerwonymi, szparkowatymi oczami jak u kota i głową pozbawioną włosów.
 E… Chciałabym zapytać czy mogę zabić Rudolfa? – zapytała po chwili wahania.
– Masz na myśli swojego męża? – Voldemort zapytał ze zdziwieniem.
– Tak panie.
– To wierny śmierciożerca ale skoro ci na tym zależy to możesz go zabić. – powiedział Czarny Pan i usiadł w wielkim, skórzanym fotelu naprzeciwko rozpalonego kominka, który był jedynym źródłem światła w jego pokoju.
– Zastanawia mnie Bello czym Rudolf sobie zasłużył na taki los i czemu pytasz mnie o zgodę. – spytał z zaciekawieniem, w międzyczasie do pokoju wpełzł jego wąż, Nagini.
– Panie… Sam przed chwilą powiedziałeś, że Rudolf był, jest wiernym śmierciożercą – powiedziała nie patrząc na Voldemorta.
– W sumie to masz rację ale nie powiedziałaś mi jeszcze czemu chcesz to zrobić.
Bellatrix zaczerwieniła się, spojrzała na Czarnego Pana i powiedziała:
- Nie chcę mieć za męża kogoś z kim mnie nic nie łączy, nawet ze sobą nie rozmawiamy. Wyszłam za niego tylko dlatego, że moja rodzina tego chciała, nie zależało mi na tym a on przynajmniej ma czystą krew więc się zgodziłam. Teraz wiem, że to było głupie posunięcie, wpakowałam się w pusty związek, bez żadnych relacji, bez niczego wartościowego… przepraszam panie, nie potrzebnie ci to mówię, na pewno cię to nie obchodzi.
– Nie Bello, obchodzi mnie to, jesteś najwierniejszą i najbardziej oddaną mi osobą jaką w życiu spotkałem, chcę abyś dobrze się czuła. Skoro Rudolf ci przeszkadza możesz go spokojnie wyeliminować. – mówiąc to Voldemort wstał i podszedł do Bellatrix tak, że stali naprzeciwko siebie oddaleni zaledwie o kilkanaście centymetrów.
– A teraz idź już, zrób to co chciałaś, kiedy już skończysz wróć do mnie. – Voldemort powiedział to miłym, spokojnym głosem, jakiego Bella jeszcze nigdy nie słyszała, przeszedł ją dreszcz, sama nie wiedziała czy to z powodu tego głosu czy z samej bliskości jej ukochanego Czarnego Pana. Spojrzła na niego i posłusznie odeszła.



*  *  *
Bellatrix stała przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Rudolfa. Od pewnego czasu mieszkali w domu jej siostry Narcyzy, postanowiła się przenieść odkąd Voldemort zrobił sobie tu siedzibę.  Otworzyła drzwi i zobaczyła Rudolfa siedzącego przy biurku, pisał jakiś list. Bellatrix chwilę zastanawiała się jak powinna wyglądać jego śmierć, czy zasłużył sobie na serię tortur, czy powinna go   zabić szybko i bezboleśnie. Z rozmyśleń wyrwał ją Rudolf gdy ją zauważył i powiedział:
- Witaj Bello, po co przyszłaś? Śpieszę się i wolałbym, żebyśmy załatwili to szybko.
– Masz rację, tak będzie najlepiej. – odpowiedziała bezbarwnym tonem i szybko wyciągnęła różdżkę, wycelowała w osłupiałego Rudolfa następnie krzyknęła:
- Avada Kedavra!
Strumień zielonego światła ugodził jej męża prosto w pierś poczym osunął się bezwładnie z krzesła. Bellatrix spojrzała przelotnie na jego twarz i wyszła z pokoju.



Ciąg Dalszy Nastąpi

wtorek, 7 maja 2013

Prolog

Dwóch trzydziestolatków szło krętą ścieżką do dość oryginalnego budynku. Wyglądał on jak szklana piramida wokół, której rosły dziwne, kolorowe rośliny, przy furtce stała tabliczka z napisem „Uwaga na sterowalne śliwki”.    
- Hym… Luna się nieźle urządziła. - powiedział niższy z mężczyzn. Miał on kruczoczarne, rozczochrane włosy, z pod okularów było widać jego zielone oczy, na czole miał coś co sprawiło, że już jako niemowlak stał się znany w całym świecie czarodziejów. Była to cienka blizna o kształcie błyskawicy, pamiątka po nieudanej próbie zabicia go przez Lorda Voldemorta.
- Ta… pasuje to do niej, nawet gdybym nie wiedział, że to jej dom łatwo bym się domyślił. - odezwał się drugi. Był wyższy od pierwszego prawie o głowę, długi nos miał obsypany piegami, które miały taki sam kolor jak jego rude włosy, na świat patrzył niebieskimi oczami.    
Nagle stanęli w połowie drogi do drzwi, w wejściu stała długowłosa kobieta, miała platynowe włosy i nieobecny wyraz twarzy.
- O! Harry, Ron już jesteście. Chodźcie za mną. - powiedziała radosnym tonem i nie czekając na jakąkolwiek reakcję gości weszła do środka.


*       *       *    

Siedzieli w salonie domu Luny Lovegood, wszystko wyglądało jak nie z tej planety. Duża, brązowa kanapa ze skóry, na której siedzieli oraz dwa fotele,  jeden czerwony a drugi zielony stały przy drewnianym stole, naprzeciwko nich wstawiony był blaszany kominek, który wyglądał jakby wczoraj zabrano go z huty.  Ściany były poobklejane obrazkami różnych zwierząt i roślin, których ani Harry ani Ron nigdy nie widzieli.  Przy ścianach stało wiele szafek zawalonych książkami oraz różnymi sprzętami z niewiadomym pochodzeniem i zastosowaniem. Wszystko tak do siebie nie pasowało, że było idealne dla Luny, która siedziała na fotelu popijając wywar z tylko bulwy i bawiąc się swoim kolczykiem – wiśnią.
- Całkiem ładne mieszkanie. -  powiedział Harry upijając łyk naparu tykobulwy z kieliszka.
- Podoba ci się? – zapytała z uśmiechem Luna.
- Tak, bardzo do ciebie pasuje.
Też tak uważam. – dodał Ron, poczym zapanowało krótkie milczenie, które przerwała Luna nieprzytomnym głosem.
- Harry. Zastanawiasz się czasami jak wyglądałoby nasze życie gdyby w Hogwarcie była jeszcze jedna bardzo ważna osoba?        
- Nie do końca rozumiem co masz na myśli.  
- Mogę pokazać ci, wszystko oczami  tej ważnej osoby, tej której wcześniej nie było.  
- Jak chcesz to zrobić?  
- Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mogę pokazać. Chcesz?    
- Dobrze, pokaż nam. - odparł Harry.   
Luna wstała i wyjęła różdżkę z kieszeni.
- Nie! Lepiej dajmy sobie z tym spokój. Harry, powinniśmy już iść, a ty Luno nie rób tego, nie wiadomo co się może stać. – próbował zatrzymać Lunę Ron ale ona już wyszeptała zaklęcie, którego nie zrozumieli. Nagle zgasły światła i cała trójka pogrążyła się w ciemności, kilka sekund później świat zaczął wirować wokół nich. Po chwili wszyscy stracili przytomność i zniknęli.