Dolina Godryka
Voldemort szedł ulicą małego miasteczka, zastanawiał się dlaczego Bellatrix zniknęła, nie widział jej już prawie od dwóch lat. Obawiał się, że jego najwierniejsza śmierciożerczyni od niego uciekła, jednak nie potrafił zdobyć się na to, żeby ją odnaleźć i ukarać, miał do niej zbyt duży sentyment.
- Nie, nie mogła mnie tak zostawić, musi mieć jakiś powód, przecież za dużo dla mnie zrobiła... - pomyślał sobie w duchu i postanowił już więcej o tym nie myśleć. Wolał się skupić na swoim zadaniu, zadaniu, które uważał za najważniejsze ze wszystkich jakie dotychczas sobie postawił.
- Ha, jakiś głupi dzieciak ma mnie pokonać? Ma posiadać moc przewyższającą moją? Co za bzdury. - Voldemort przypomniał sobie swe własne słowa, które wypowiedział zaraz po usłyszeniu przepowiedni, według, której urodził się ten, który będzie miał moc większą niż jego samą, moc, która pozwoli mu zabić samego Lorda Voldemorta. Mimo, że Czarny Pan nie wierzył w te słowa, dla pewności wolał pozbyć się tego dziecka.
Po chwili był już u celu, stał pod drzwiami swojego niedoszłego największego wroga, tego który rzekomo ma go zgładzić.
- Zaraz się przekonają kto kogo zgładzi. - pomyślał sobie Voldemort, po czym wybuchnął złowrogim śmiechem, zaklęciem sforsował drzwi i usłyszał:
- Lily, to on! Już tu jest! Zabieraj Harry'ego i uciekaj, ja go zatrzymam! - krzyczący mężczyzna wybiegł na spotkanie Voldemortowi.
- Bezmyślny idiota, myśli, że jest wstanie mnie zatrzymać. - pomyślał Czarny Pan i rzucił śmiertelne zaklęcie na mężczyznę, który nawet nie zdążył wyjąć różdżki. Strumień zielonego światła ugodził James'a Potter'a, ten runął bezwładnie na podłogę, Voldemort przeszedł nad jego ciałem, nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
- To nie jest czas na zabawę ofiarami, mam inne zadanie. - powiedział w myślach Voldemort, kierował się płaczem dziecka, to był jego cel. Nie śpiesząc się doszedł do dziecięcego pokoju, tego się spodziewał, matka chłopca stała przy dziecięcym łóżeczku zasłaniając syna własnym ciałem.
- Odsuń się głupia kobieto, skończysz jak twój równie głupi mąż, nie jesteś moim celem, przyszedłem po tego chłopca nie po ciebie. Odsuń się, a daruję ci życie.
- Nie! Nigdy nie pozwolę ci tknąć Harry'ego.
Voldemort długo się nie zastanawiał, ponownie wypowiedział śmiertelne zaklęcie, zielony strumień ugodził matkę chłopca, Lily padła bezwładnie na podłogę, tak samo jak przed kilkoma minutami jej mąż. Czarny Pan odsunął jej ciało od łóżeczka Harry'ego, który teraz zaczął płakać z przerażenia.
- Tak, Harry teraz twoja kolej, tak jak twoi rodzice zginiesz, tak się zakończy życie mojego niedoszłego wroga. AVADA KEDAVRA - strumień zielonego światła wyleciał z różdżki Voldemorta, poleciał w stronę chłopca, ale ten nie umarł, stało się coś całkowicie niesamowitego, śmiertelne zaklęcie odbiło się od małego Harry'ego i ugodziło osłupiałego Voldemorta. Po chwili Lord Voldemort zniknął, a w pokoju został już tylko mały, płaczący chłopiec, na jego czole widniała cienka, rozpalona rana w kształcie błyskawicy.
Ciąg Dalszy Nastąpi